OKIEM MAMY · WSPOMNIEŃ CZAR

Kiedy dzieje się cud…

Drogie mamy, czy pamiętacie jakie uczucie towarzyszyło Wam gdy zobaczyłyście na teście ciążowym dwie kreski?

Ciąża to jednak nie tylko motylki w brzuchu, piękny czas oczekiwania i przygotowania na przyjście dziecka. To również okopane żebra, obolały kręgosłup, częste wizyty w WC, zgagi i wiele innych. To też czas wielu wyborów od których zależy czy nasza ciąża będzie przebiegała komfortowo.

No ale przecież wszystko da się przeżyć 😉 dzisiaj post o tym jak my przeżyliśmy nasze 9 miesięcy 🙂

 

Testy, testy i jeszcze raz testy.

U nas dwie kreski były bardzo wyczekane. Byłam już tak czujna, że do czasu aż się pojawiły zrobiłam chyba miliard testów przez tych kilka miesięcy. Kiedy tylko coś odbiegało od normy test był już w gotowości do porannego użycia.

No i takim sposobem dobrnęliśmy od sierpnia do kwietnia. Akurat byłam w ten kwietniowy weekend na delegacji (luz, bo delegacja = plener fotograficzny) w pięknym Łagowie Lubuskim, no i jakoś tak całe 3 dni nie mogłam się skupić…. bo hmmm… jakby to powiedzieć delikatnie… cycki mi odpadały (nie umiem określić tego stanu delikatniej), poza tym na naszych sławetnych wieczorkach nawet nie smakowało mi piwo. Wypiłam jedno jakieś lajtowe i poszłam spać. Kolejne dwa dni to samo… tylko, że już nie wypiłam ani jednego piwa bo jakoś nie smakowało. Nici z tradycyjnych pogaduszek do 5 nad ranem. Do miesiączki jeszcze tydzień więc nie liczyłam na wielkie WOW.

Wróciłam do domu i mimo wszystko zrobiłam test. Patrzę i zastanawiam się czy mózg płata mi figle – jedna kreska wyraźna, a druga tyle co taka bladziutka, że trzeba się przypatrzeć. Czekam aż M. wróci z pracy a on ze stoickim spokojem mówi mi, że nie mam się co cieszyć bo on tam nic nie widzi 😛

Tak więc wyciągnęłam moją tajną broń – digital test, który dostałam od siostry z Anglii (u nas wtedy takich nie mogłam nigdzie znaleźć) i po zrobieniu go patrzę na wynik… PREGNANT 1-2 !!!!!

W podskokach pobiegłam pokazać M. kolejny test a on znów ze stoickim spokojem powiedział: cieszyć się będziemy jak potwierdzi lekarz ;P

 

Wybór lekarza.

Pierwsze co pomyślałam: czas zmienić lekarza. Lekarka do której chodziłam nie bardzo mi pasowała ze względu na podejście do pacjenta i cieszyłam się, że widuję ją tylko raz do roku na cytologii. Poszłam do niej jeszcze tylko na potwierdzenie ciąży i… Tylko upewniłam się, że moja decyzja jest słuszna. Bo stwierdziła, że to dopiero ok. 7 tydzień (2 tygodnie czekałam na wizytę), więc nie będzie nic widać, także bez sensu robić usg. Nalegałam i mimo wszystko wyszłam bez badania i bez potwierdzenia. Dodam, że chodziłam tam prywatnie.

Przeszłam jeszcze przez jednego lekarza który jak dla mnie zbytnio “gdybał”. Będąc pierwszy raz w ciąży miałam dużo pytań i oczekiwałam konkretnych odpowiedzi, także ten Pan również poszedł do tabelki: NIE.

Za trzecim podejściem trafiłam do p. Basi. Od razu jak weszłam do gabinetu wiedziałam, że to właśnie Ona będzie prowadziła moją ciążę. Wyczerpująco odpowiadała na moje miliard pytań, odpowiedzi były rzeczowe i konkretne, zrobiła badanie, pokazywała co gdzie jest, nie naciągała na miliard niepotrzebnych badań (chodziłam prywatnie także mogła trochę ponaciągać), kiedy trzeba było zrobić badania prenatalne załatwiła je na NFZ (było wskazanie żeby je wykonać a nie są to badania obowiązkowe dla osób w moim wieku). Pani Basia do końca ciąży prowadziła nas perfekcyjnie.

 

Położna – wybierz świadomie!!

Od ilu moich znajomych słyszałam, że położna to już przeżytek, że jest niepotrzebna, że tylko przychodzi odbębnić wizytę, pokazuje się raz czy dwa żeby zawrócić tyłek i znika pozostawiając nieraz niesmak.

Oj, jak bardzo się Ci ludzie mylą! Uważam, że położna jest nawet bardziej “przydatna” w ciąży niż lekarz. Dlaczego?

Kiedy przyszedł czas na wybór położnej (opieka położnej jest możliwa już od 21 tygodnia ciąży!) byłam bardzo rozdarta. Jedną nogą stałam jeszcze w Poznaniu a drugą nogą prawie 30 km dalej w miejscu, do którego się przeprowadzaliśmy. Zdecydowałam, że wybiorę jednak położną w miejscu, gdzie będziemy już mieszkać jak urodzi się dziecko. I tak z polecenia koleżanki trafiłam do p. Agnieszki. Pani Agnieszka to ostoja spokoju, dusza człowiek, mama bliźniaków, kobieta z sercem na dłoni, odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Prowadzi szkołę rodzenia (chociaż sama wstępnie nie bardzo chciałam w czymś podobnym uczestniczyć to mówię Wam dziewczyny – WARTO), poza tym gdyby nie Ona to już chyba miliard razy byłabym u lekarza. To p. Agnieszka uspokaja ładnie mnie gdy w środku nocy w 26 tygodniu pojawiło się plamienie, to również Ona podczas każdego Ktg cierpliwie odpowiadała na wszystkie pytania, to właśnie Ona walczyła ze mną o karmienie piersią, to ona jest dla nas nadal pierwszą (zdalną) pomocą kiedy małemu wyjdzie wysypka, kiedy mały robi zielone kupy albo kiedy miał mocne odparzenia.

Nasza położna jest takim naszym cichym aniołem stróżem, uważam, że zawód położnej jest naprawdę niedoceniony, a pomoc jest nieoceniona 😉 p. Agnieszce należy się ogromne DZIĘKUJĘ, a Wam drogie mamy życzę równie trafnego wyboru Waszego Anioła Stróża 😉

 

Powiadomienie pracodawcy.

Jeśli chcesz być fair wobec pracodawcy przedstaw mu jak najszybciej zaświadczenie. Ja mojego pracodawcę powiadomiłam zaraz po potwierdzeniu ciąży. Da to wszystkim czas na przygotowanie do zmian, które chcąc nie chcąc niedługo nadejdą, na dokończenie rozpoczętych projektów, znalezienie kogoś na zastępstwo.

 

L4 czyli ciąża to nie choroba.

Zdecydowanie wychodzę z tego założenia. Sama pracowałam do czasu kiedy mogłam robić to bezpiecznie (czyli do ok. 26 tygodnia). Rozumiem sytuacje, kiedy stanowisko pracy jest nieodpowiednie dla ciężarnej a nie ma opcji przesunięcia jej na inne stanowisko. Ale wiele moich znajomych idzie na L4 na tzw. żądanie tj. nie ma wskazań aby były w domu a i tak biorą zwolnienie. Nie mi to oceniać. Ja po prostu bym chyba gila dostała przez ponad 9 miesięcy w domu. Zarówno mój pracodawca jak i współpracownik byli bardzo wyrozumiali, wystarczyło, że zadzwoniłam nawet tego samego dnia że źle się czuję i po prostu mogłam na następny dzień donieść zwolnienie. Na szczęście nie było zbyt wiele takich dni. Poszłam na L4 z dnia na dzień, ale zdążyłam już pozamykac w pracy wszystkie bieżące sprawy.

 

Zadbaj o siebie 🙂

To zdecydowanie najlepszy czas żeby w końcu pomyśleć o sobie 🙂 w natłoku codziennych spraw nie zawsze jest na to czas. Co robiłam dla siebie w tym czasie? Po pierwsze zaczęłam patrzeć na to co ląduje na naszych talerzach. Na obiad częściej była ryba, do obiadu zawsze pojawiała się surówka albo świeże warzywa, jedliśmy znacznie mniej fastfoodów (nie mogłam sobie tylko odmówić tortilli z sosem czosnkowym, choć bardzo starałam się opanować 😀 ). Po drugie, zaczęłam brać witaminy (specjalne dla kobiet w ciąży). Po trzecie – nie robiłam nic na siłę. Jeśli czułam się zmęczona to zamiast zarywać nockę po prostu odpuszczałam i szłam spać. W końcu to ostatni czas kiedy możesz przespać całą noc – następna taka okazja będzie przy dobrych wiatrach za kilka lat 😉

 

Ciesz się chwilą.

Ciąża to lepsze i gorsze dni. Na szczęście u mnie przeważały te lepsze. Pamiętam jak pierwszy raz poczułam kopniaczka, jak cieszyło kiedy mały wiercił się w brzucholu, nawet pod koniec ciąży cieszyły te obolałe i okopane żebra, bo wiedziałam, że z małym wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pod koniec nie mogłam się już doczekać naszego spotkania i chociaż wiedziałam, że lepiej, żeby posiedział u mnie do końca (bo w końcu gdzie będzie miał lepiej jak u mamy pod serduszkiem) to po prostu umierałam z ciekawości jak Tymek będzie wyglądał, jak będzie się zachowywał 🙂 Teraz brakuje mi czasem tych chwil kiedy próbowałam spać, a on uparcie tańcował w środku, i tych kiedy miał wieczne czkawki a brzuch miarowo podskakiwał za każdym czknięciem 🙂

 

A JAK WY WSPOMINACIE WASZE 9 MIESIĘCY?

 

fb-polub-nas

Leave a comment